W sumie jak zwykle dawno nie pisałem
Jak wiele osób zdążyło już się dowiedzieć - znów jeżdżę rowerem, udało mi sie go kupić na allegro za 650 z wysyłka, a sprzęcik zacny, jeżdżę do pracy codziennie - od combo autobus+tramwaj jest szybciej około 4 krotnie, Kierowcy w ciągu ostatnich 7-miu lat poczynili znaczące postepy w akceptacji rowerów na drodze.
Dzisiaj wreszcie doszły mi pedałki spd i odpowiednie obuwie - szczerze mówiąc nie myślałem, ze da to aż takiego kopa pod górkę - nie wyobrażam sobie jak można by jeździć w górach w mieszanym teamie - jedni w zatrzaskach, inni na platformach - po prostu zatrzaskowy pod dojechaniu na szczyt mogliby sobie rozłożyć namiot i poczekać - raczej sporo. Tak więc dowolnej niezdecydowanej osobie - moge spokojnie polecić, szczególnie, ze jak poszukac na allegro, to i okazję ciekawa się wychaczy.
Acha - moja opinia bazuje na PD-M520 shimano oraz butach NorthWave freeride - więc sprzęcie nie z górnej półki, ale i nie z dolnej (grupa Deore LX). do pedałów zakupiłem tez przystawki platformowe - ale wydają się być mało przydatne (wypinanie jest całkowicie naturalne, nawet w kryzysowej sytuacji !)
poniedziałek, czerwca 28, 2010
niedziela, kwietnia 25, 2010
08 th ms team
W sumie to nie mam pomysłu na tego posta. Obejrzałem włąsnie kolejną serie gundamów - jedną z tych których nie widziałem dotąd. I generalnie w sumie nie rozuiem jak mogłem ją pominąć, nie wiem też dlaczego tak żadko pojawia się ona w komentarzach przy nowych trailerach kolejnych serii itp. Ale do rzeczy - co za seria ?
Seria opowiada historię z punktu widzenia regularnego żołnierza federacji walczącego przeciwko zeonowi (tak - to seria w UC - jak gundam unicorn czy oryginalny gundam), może nie do końca zwykłego, bo w końcu jest kapitanem oddziału - jednak żaden z niego newtype, nie rozwala hord wrogów jedną serią z beam rifla. Żołnież ten zostaje zesłany z kolonii na ziemię by objąć dowodzenie nad nowo uwożonym 8-mym oddziałem zmechanizowanym, w jakiejś parszywej dżungli. Pech chce, że w czasie lotu zauważa przez wizjer walczącego pilota i postanawia mu pomóc w ballu który znajduje się na pokładzie. Jako, że ball jest zasadniczo sprzętem z dupy - nie idzie mu łatwo i koniec końców rozbija się wraz w wrogim zaku na jakiejś ruinie statku kosmicznego. Żołnież okazuje się być laską w typie kapitana, no ale oczywiście muszą się rozstać. Dalej akcja przenosi się do dżungli - i tu rozgrywają się najciekawsze odcinki serii. Najciekawsze, bo realistyczne - wielotonowe mechy nie latają do woli, można je lokalizowac tylko za pomocą sonaru, nie a magicznego przepowiadania pozycji wroga - po prostu tactical warfare.
Seria została wydana w 1995, technologicznie więc jest dokładnie na poziomie winga, jednak kreska podoba mi się bardziej. 11 odcinków i 1 dodatkowy ogląda się naprawdę przyjemnie i polecam to każdemu - szczególnie antyfanom mecha - to anime naprawdę jest nieco inne.
Seria opowiada historię z punktu widzenia regularnego żołnierza federacji walczącego przeciwko zeonowi (tak - to seria w UC - jak gundam unicorn czy oryginalny gundam), może nie do końca zwykłego, bo w końcu jest kapitanem oddziału - jednak żaden z niego newtype, nie rozwala hord wrogów jedną serią z beam rifla. Żołnież ten zostaje zesłany z kolonii na ziemię by objąć dowodzenie nad nowo uwożonym 8-mym oddziałem zmechanizowanym, w jakiejś parszywej dżungli. Pech chce, że w czasie lotu zauważa przez wizjer walczącego pilota i postanawia mu pomóc w ballu który znajduje się na pokładzie. Jako, że ball jest zasadniczo sprzętem z dupy - nie idzie mu łatwo i koniec końców rozbija się wraz w wrogim zaku na jakiejś ruinie statku kosmicznego. Żołnież okazuje się być laską w typie kapitana, no ale oczywiście muszą się rozstać. Dalej akcja przenosi się do dżungli - i tu rozgrywają się najciekawsze odcinki serii. Najciekawsze, bo realistyczne - wielotonowe mechy nie latają do woli, można je lokalizowac tylko za pomocą sonaru, nie a magicznego przepowiadania pozycji wroga - po prostu tactical warfare.
Seria została wydana w 1995, technologicznie więc jest dokładnie na poziomie winga, jednak kreska podoba mi się bardziej. 11 odcinków i 1 dodatkowy ogląda się naprawdę przyjemnie i polecam to każdemu - szczególnie antyfanom mecha - to anime naprawdę jest nieco inne.
czwartek, marca 11, 2010
kodzikowy blog
utworzyłem nowego bloga - będe tam zamieszczał moje wypociny na temat informatyki ;] - jako, ze ten blog się do tego nie nadaje.
wtorek, grudnia 15, 2009
Primus eta-express
Jako, ze po ostatniej wizycie we Wrocławiu, moje menażki szlag trafił - tj zostały w autobusie ichniejszego mpk - postanowiłem kupić sobie nowy garnek, jako że akurat miałem trochę rezerwy finansowej - kupiłem zestaw garnek + palnik - wybór padł na eta-express primusa, jako, że jest to najlżejszy tego typu palnik na rynku a jednocześnie prawie najwydajniejszy (zaraz po reaktorze - który jest najwydajniejszym palnikiem gazowym w terenie). Palnik składa się do niewielkiej paczuszki - tj wraz z kartuszem 230g (w moim przypadku markill) wszystkie elementy mieszczą się wewnątrz garnka, zostaje nawet miejsce na torebki herbaty lub gorący kubek. Palnik ma bardzo wygodny pizoelektryk, dość szerokie nóżki i można go podwiesić na wieszadełku oferowanym przez producenta (lub jak ja - próbować zrobić swoje - jeszcze nie skończyłem, została mi kwestia rozwiązania haczyków z regulacja długości poszczególnych ramion). Jak na moje, całość jest świetnie przemyślana - całość jest niewielka, dokładnie spasowana (jak się złoży to nic nie lata i nie ociera !), patelnio pokrywka umożliwia nawet upieczenie naleśników (testowane jednak tylko na kuchence w domu - jeszcze nie opracowałem efektywnego sposobu robienia naleśników, czy innego tego typu potrawy w terenie - jak ktoś zna - proszę o info), a obydwa garnki są pokryte jakimś nieprzywierającym tytanem - przynajmniej na razie sprawuje się on bardzo dobrze.
Zestaw wystarcza jeżeli chcemy zrobić herbatę dla 3 osób, jednak gotowanie normalnego posiłku, to raczej dla 2 max.
Dwie rzeczy co rzeczywiście mi się nie podobają (ale na prawdę na razie jest to pełen zestaw wykrytych wad!) to, to, że patelni nie da się położyć dnem do dołu jako przykrywki - tak, by jeszcze z odzyskanego ciepła chociażby odgrzać kanapkę (jak to robiłem na menażce harcerz ! - w dolnym garnku woda, w górnym sos a na wierzchu kanapka), oraz to, ze rączki patelni nie da się rozłożyć gdy używamy jej jako pokrywki - co utrudnia manipulowanie nią bez ryzyka poparzenia palców.
Zestaw wystarcza jeżeli chcemy zrobić herbatę dla 3 osób, jednak gotowanie normalnego posiłku, to raczej dla 2 max.
Dwie rzeczy co rzeczywiście mi się nie podobają (ale na prawdę na razie jest to pełen zestaw wykrytych wad!) to, to, że patelni nie da się położyć dnem do dołu jako przykrywki - tak, by jeszcze z odzyskanego ciepła chociażby odgrzać kanapkę (jak to robiłem na menażce harcerz ! - w dolnym garnku woda, w górnym sos a na wierzchu kanapka), oraz to, ze rączki patelni nie da się rozłożyć gdy używamy jej jako pokrywki - co utrudnia manipulowanie nią bez ryzyka poparzenia palców.
wtorek, grudnia 08, 2009
Góry Bystrzyckie 05-06.12.2009
W miniony weekend udało mi się wyrwać wreszcie w góry, z klubem turystycznym "Halny" działającym na PP. Góry te nie są zbyt wysokie, nie są również szczególnie wymagające - ot takie mocno zalesione pagórki. Z uprzedniej wizyty w tym paśmie pamiętam, ze tam, gdzie las się przerzedzał - widoki były całkiem ładne - ten wyjazd jednak był całkowicie pod znakiem "uwaga - mgła" i widoków w zasadzie nie było. W wyjeździe towarzyszyli mi Magda i Tomek.
Pierwszego dnia wysiedliśmy w Polanicy, skąd żółtym szlakiem doszliśmy do przełęczy sokołowskiej. Następnie zeszliśmy na zielony by wejść na kamienną górę (ładny punkt widokowy, jednak nie w ten dzień ;]) gdzie zjedliśmy śniadanie (muesli z mlekiem z proszku przygotowanym na maszynce), po zejściu skierowaliśmy się na żółty rowerowy i dalej na żółty pieszy, przechodzący miedzy innymi przez Łomnicką Równię i Anielską Kopę (ponownie ładne punkty widokowe ...). Przy węźle szlaków (żółty pieszy, zielony pieszy, czerwony rowerowy) zdecydowaliśmy się przejść obejrzeć "strażnika wieczności" - pomnik niezbyt ładny, niezbyt tez okazał - ale jednak posiadający kawałek płaskiego betonu na którym można przygotować wifona :P. Po powrocie do węzła skierowaliśmy się już zielonym do schroniska "Jagodna" w spalonej, zielony szlak wiódł najpierw przyjemnie w dół - lasem i porosłymi mchem kamieniami, potem nudnym asfaltem w górę - mozolne podejście na końcu którego dodatkowo ominęliśmy zejście zielonego szlaku z asfaltu i musieliśmy nadłożyć drogi.
W schronisku po umyciu się, rozłożeniu na poddaszu i zjedzeniu pierogów, uczestniczyliśmy w "mecie" rajdu, gdzie tomek wyrywał laski ;] , ja wygrałem jakiś konkurs (zasady zrozumiałem dopiero przy ostatniej rundzie i ich nieznajomość była prawdopodobnie głównym czynnikiem decydującym o wygranej), była czekolada i grzane piwo.
Następnego dnia, wstaliśmy luzikiem o 9:00, potem całkowicie bez ciśnienia spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie, Tomek dalej wyrywał laski - tym razem na tosty ;], i przez ten brak pośpiechu wyszliśmy z Tomkiem (Magda poprzedniego dnia paskudnie obtarła sobie stopę i nie było opcji by szła) dopiero o 10:23. Dzisiejszego dnia musieliśmy wracać, więc na wielkie eskapady nie było czasu - poszliśmy raźnym krokiem na Jagodną, na szczycie widać było, że już grudzień, zjedliśmy więc po kabanosie, wypiliśmy herbatę i skierowaliśmy się w drogę powrotną.
Generalnie wyjazd był udany, choć wyjątkowo krótki - niestety nie mieliśmy możliwości pojechać na trasę 3-dniową.
Pierwszego dnia wysiedliśmy w Polanicy, skąd żółtym szlakiem doszliśmy do przełęczy sokołowskiej. Następnie zeszliśmy na zielony by wejść na kamienną górę (ładny punkt widokowy, jednak nie w ten dzień ;]) gdzie zjedliśmy śniadanie (muesli z mlekiem z proszku przygotowanym na maszynce), po zejściu skierowaliśmy się na żółty rowerowy i dalej na żółty pieszy, przechodzący miedzy innymi przez Łomnicką Równię i Anielską Kopę (ponownie ładne punkty widokowe ...). Przy węźle szlaków (żółty pieszy, zielony pieszy, czerwony rowerowy) zdecydowaliśmy się przejść obejrzeć "strażnika wieczności" - pomnik niezbyt ładny, niezbyt tez okazał - ale jednak posiadający kawałek płaskiego betonu na którym można przygotować wifona :P. Po powrocie do węzła skierowaliśmy się już zielonym do schroniska "Jagodna" w spalonej, zielony szlak wiódł najpierw przyjemnie w dół - lasem i porosłymi mchem kamieniami, potem nudnym asfaltem w górę - mozolne podejście na końcu którego dodatkowo ominęliśmy zejście zielonego szlaku z asfaltu i musieliśmy nadłożyć drogi.
W schronisku po umyciu się, rozłożeniu na poddaszu i zjedzeniu pierogów, uczestniczyliśmy w "mecie" rajdu, gdzie tomek wyrywał laski ;] , ja wygrałem jakiś konkurs (zasady zrozumiałem dopiero przy ostatniej rundzie i ich nieznajomość była prawdopodobnie głównym czynnikiem decydującym o wygranej), była czekolada i grzane piwo.
Następnego dnia, wstaliśmy luzikiem o 9:00, potem całkowicie bez ciśnienia spakowaliśmy się, zjedliśmy śniadanie, Tomek dalej wyrywał laski - tym razem na tosty ;], i przez ten brak pośpiechu wyszliśmy z Tomkiem (Magda poprzedniego dnia paskudnie obtarła sobie stopę i nie było opcji by szła) dopiero o 10:23. Dzisiejszego dnia musieliśmy wracać, więc na wielkie eskapady nie było czasu - poszliśmy raźnym krokiem na Jagodną, na szczycie widać było, że już grudzień, zjedliśmy więc po kabanosie, wypiliśmy herbatę i skierowaliśmy się w drogę powrotną.
Generalnie wyjazd był udany, choć wyjątkowo krótki - niestety nie mieliśmy możliwości pojechać na trasę 3-dniową.
czwartek, października 29, 2009
Normy społeczne na jeżycach i pozbruk.
W poniedziałek była wyjątkowo ładna pogoda, postanowiłem więc, że na w-f przejadę się na rolkach. Niestety nie okazało się to zbyt zdrowym wyborem - jadąc przez Jeżyce, czworo 16-sto latków po kilku piwach stwierdziło, że dziwadło na 8-miu kółkach absolutnie nie ma prawa egzystować w ich lokalnej ojczyźnie - tak więc postanowili mi spuścić łomot - na światłach, przy cholernie ruchliwej i oświetlonej ulicy po której spaceruje całkiem sporo ludzi - najwidoczniej uznali, że to właśnie będzie najbardziej odpowiednie miejsce do pokazania takiemu dziwadłu jak ja, iż Jeżyce to kraina w której obcy ginie - i nie mam co myśleć, że coś przed tym ratuje. Na moje nieszczęście chłopaczki zbyt wiele pary nie mieli, więc po przewróceniu mnie, małej szamotaninie i kilku kopniakach w głowę(głowy w zasadzie - bo leżąc nota bene mogłem rolkami wywijać). Odskoczyli na jakieś 2 metry. I w tym momencie popełniłem największe faux-pa jakie mogłem - otóż zamiast jak to powinien skopany na Jeżycach człowiek zrobić (podług logiki mieszkańców) - leżeć - ja wstałem. To rozwścieczyło jednego z chłopaków, wziął kostkę pozbrukową, rzucił mnie w głowę. No sorry, ale taki twardy to nie jestem, osunąłem się na ziemię - gość stanął jak wryty (najwidoczniej zdziwiony tym, że człowiek rzucony cegłą w głowę pada na ziemię), jego wierni towarzysze spierdolili. Przez ten moment zawahania nie miał tyle szczęścia co oni i trzech przechodniów złapało go i mogłem już spokojnie czekać 15 minut aż policja odbierze telefon - po odebraniu zgłoszenia dojazd zajął tylko 3 minuty - co wskazuje na to, że logistyką jednej i drugiej części zajmują się ludzie o różnych kompetencjach. Chłopak trafił koniec końców do izby dziecka i na przesłuchanie - ja do szpitala na kilka dni, na szczęście nic poważnego mi się nie stało.
Najbardziej w całej sprawie - szokuje mnie całkowita bezmyślność chłopaczków - po pierwsze - jakbym nie był na rolkach a w butach, lub jakby zielone światło zapaliło się kilka sekund szybciej (i pomocni przechodnie dotarli odpowiednio szybciej dzięki temu) to co najwyżej dostaliby w zęby, bo koxami to zdecydowanie nie byli. Po drugie i poważniejsze - rzucając tę cegłówkę absolutnie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że najzwyklej w świecie jego ofiara może tego nie przeżyć - on nie próbował zabić, on był zbyt głupi by pojąć ten koncept.
Wniosek jest prosty - lepiej dostać od koxa - bo on przynajmniej rozumie, że jak przypierniczy za mocno to będzie pobicie ze skutkiem śmiertelnym i że z tego to wyplątać za bardzo się nie da - niż od kretyna który kopnąć nawet porządnie nie umie, bo rzuci cię cegłą i będzie zdziwiony jak nie wstaniesz i mu nie oddasz.
ps: aa - żeby nie było, chłopaki nawet nie wysilili swoich mózgów na tyle by próbować mi coś ukraść.
Najbardziej w całej sprawie - szokuje mnie całkowita bezmyślność chłopaczków - po pierwsze - jakbym nie był na rolkach a w butach, lub jakby zielone światło zapaliło się kilka sekund szybciej (i pomocni przechodnie dotarli odpowiednio szybciej dzięki temu) to co najwyżej dostaliby w zęby, bo koxami to zdecydowanie nie byli. Po drugie i poważniejsze - rzucając tę cegłówkę absolutnie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że najzwyklej w świecie jego ofiara może tego nie przeżyć - on nie próbował zabić, on był zbyt głupi by pojąć ten koncept.
Wniosek jest prosty - lepiej dostać od koxa - bo on przynajmniej rozumie, że jak przypierniczy za mocno to będzie pobicie ze skutkiem śmiertelnym i że z tego to wyplątać za bardzo się nie da - niż od kretyna który kopnąć nawet porządnie nie umie, bo rzuci cię cegłą i będzie zdziwiony jak nie wstaniesz i mu nie oddasz.
ps: aa - żeby nie było, chłopaki nawet nie wysilili swoich mózgów na tyle by próbować mi coś ukraść.
niedziela, października 18, 2009
polowanie na czerwony październik !
Do kogokolwiek kto to czyta: Witaj ;P
Ostatnio trochę zaprzestałem pisania na blogu - wynikało o z dużą ilością pracy związanej z projektem - a w zasadzie nie pracy, ile odkrycia "dlaczego to cholerstwo nie działa?" - na szczęście wreszcie zacząłem robić postępy - mogę już zmusić serwer do wykonania procedury, jednak nadal mam problem z odzyskaniem jej wyniku :P
Poza tym, rozpoczął się nowy rok akademicki, a wraz z nim została wznowiona praca koła naukowego informatyków - które w tym roku składa się przede wszystkim z prężnych sekcji gamedev oraz kino (która nie jest już prowadzona przeze mnie !), dodatkowo w ramach koła nadal funkcjonują cudaki i kalgorytmy (a powiedzmy, przynajmniej nie zadeklarowali że umierają ...), Janek również coś robi z robotami.
Niestety jednak - nie samym kołem naukowym człowiek żyje - poza kołami mam zajęcia, w tym .. TADAM - wf, wreszcie zapisałem się na wf, co więcej, musiałem się zapisać również na sekcję bym mógł zaliczyć dwa na raz - padło na karate, jako, że już jakiś kontakt z tym miałem, poza tym jest dostatecznie ciekawe by mnie utrzymać tydzień w tydzień na zajęciach. Innym przedmiotem na który jestem zapisany (miejmy nadzieję już nie długo) jest ekonomia - prowadzona przez doktorka z wsb, który "chyba przeszedł rusyfikację i germanizację - na raz", nie dość, że gość myli się na wykładzie (nie, nie o 10%,20% - on się myli 50-cio krotnie !) prowadzonym zresztą z slajdów na foliach, do zaliczenia wymaga odręcznych notatek (i biada jak ktoś skseruje XD)! to generalnie chyba nigdy nie prowadził wykładu po to by czegoś nauczyć zamiast pozwolić łaskawie zdać studentom :P
Kolejnym moim zajęciem miały być cotygodniowe sesje warhammera, jednakowoż drużyna się rozsypała :P
oprócz tego robię co jakiś czas coś do jedzenia ;P
Ostatnio trochę zaprzestałem pisania na blogu - wynikało o z dużą ilością pracy związanej z projektem - a w zasadzie nie pracy, ile odkrycia "dlaczego to cholerstwo nie działa?" - na szczęście wreszcie zacząłem robić postępy - mogę już zmusić serwer do wykonania procedury, jednak nadal mam problem z odzyskaniem jej wyniku :P
Poza tym, rozpoczął się nowy rok akademicki, a wraz z nim została wznowiona praca koła naukowego informatyków - które w tym roku składa się przede wszystkim z prężnych sekcji gamedev oraz kino (która nie jest już prowadzona przeze mnie !), dodatkowo w ramach koła nadal funkcjonują cudaki i kalgorytmy (a powiedzmy, przynajmniej nie zadeklarowali że umierają ...), Janek również coś robi z robotami.
Niestety jednak - nie samym kołem naukowym człowiek żyje - poza kołami mam zajęcia, w tym .. TADAM - wf, wreszcie zapisałem się na wf, co więcej, musiałem się zapisać również na sekcję bym mógł zaliczyć dwa na raz - padło na karate, jako, że już jakiś kontakt z tym miałem, poza tym jest dostatecznie ciekawe by mnie utrzymać tydzień w tydzień na zajęciach. Innym przedmiotem na który jestem zapisany (miejmy nadzieję już nie długo) jest ekonomia - prowadzona przez doktorka z wsb, który "chyba przeszedł rusyfikację i germanizację - na raz", nie dość, że gość myli się na wykładzie (nie, nie o 10%,20% - on się myli 50-cio krotnie !) prowadzonym zresztą z slajdów na foliach, do zaliczenia wymaga odręcznych notatek (i biada jak ktoś skseruje XD)! to generalnie chyba nigdy nie prowadził wykładu po to by czegoś nauczyć zamiast pozwolić łaskawie zdać studentom :P
Kolejnym moim zajęciem miały być cotygodniowe sesje warhammera, jednakowoż drużyna się rozsypała :P
oprócz tego robię co jakiś czas coś do jedzenia ;P
Subskrybuj:
Posty (Atom)